Nie planowałem kursu wspinania, może nawet podświadomie go unikałem. Ale okazał się strzałem w dziesiątkę.
Latem 2024 mieliśmy nieudaną próbę wejścia na Pollux. Głównym czynnikiem wycofania się była psująca się pogoda. Ale po powrocie ciągle miałem w głowie, że wycofaliśmy się spod odcinka trudniejszego technicznie. Nie czuliśmy się wystarczająco pewnie, aby użyć własnej asekuracji i szybko przejść ten teren.
Wtedy pomyślałem, że brakuje nam zapasu umiejętności, aby takie odcinki pokonywać szybko i bezpiecznie. Zadzwoniłem do znajomej z Climb2Change, która prowadzi m. in. kursy wspinaczkowe. Po wysłuchaniu moich przemyśleń, potrzeb i planów górskich doradziła mi zrobienie podstawowego kursu wspinaczkowego.
Ja uczestniczyłem w 2-dniowym kursie skałkowym w Sokolikach (ale to było w 2008 i program był mocno zmieniony pod techniki linowe), kursach wysokogórskiej turystyki zimowej. Maciek był na kursie lawinowym. Więc żaden z nas nie zdobył solidnych podstaw wspinaczkowych.
Pomysł przedstawiłem Maćkowi i zdecydowaliśmy się na 6-dniowy kurs skałkowy wg. PZA. Kurs był rozłożony na 2 weekendy.
Jechaliśmy z założeniem, żeby nauczyć się:
- asekuracji górskiej – zakładania przelotów z taśm, kości i friendów
- asekuracji lotnej – pod trudniejsze odcinki w Alpach
- zjazdów ze stanowisk stałych i własnych – pod szybkie pokonywanie w dół trudniejszych odcinków skalnych
- zjazdów na ferratach – pod sytuacje awaryjne, tj. wypadek, załamanie pogody
Weekend 1
W kursie byli z nami jeszcze Asia i Marek, którzy stworzyli parę do drugiej liny.
Po rozdysponowaniu sprzętu na parkingu przeszliśmy do Dolinki Bolechowickiej. Tam zaczęliśmy kurs od podzielenia się z instruktorem naszymi planami górskimi, aby wiedział na jakie aspekty zwrócić największą uwagę.
W tym momencie zaśmiałem się, bo wszystkie 4 osoby zadeklarowały, że nie planują się wspinać, ale chcą użyć tych umiejętności do poruszania się w Tatrach poza szlakami, w Alpach, na ferratach i zdobywania korony Europy.
Po tym przeszliśmy do podstaw – zapoznania się ze sprzętem, zasad bezpieczeństwa i wprawiania się w najważniejszej technice wspinaczkowej… asekuracji 🙂
Szybko rozwiało się nasze przekonanie i stereotyp, że buty wspinaczkowe muszą być za ciasne. Dla nas, początkujących, wystarczyłyby dopasowane, a nie super ciasne. Oszczędziłoby nam to sporo cierpienia. Trudno, będziemy wiedzieć na przyszłość.
Pierwszego dnia wspinaliśmy się “na wędkę”, czyli z liną zawieszoną na górze skały.




Niestety pierwszego dnia, przy jednym z dynamicznych ruchów, pechowo uderzyłem palcem w skałę. Później okazało się, że na tyle mocno, że paznokieć sczerniał i zaczął schodzić. Utrudniało mi to wspinanie do końca kursu, a w drugi weekend wspinałem się już tylko w butach podejściowych, bo nie byłem w stanie wcisnąć wspinaczkowych.
Drugiego dnia uczyliśmy się na Witkowych Skałkach. Zaczęliśmy wspinać się z dolną asekuracją po drogach sportowych, czyli ze stałymi punktami asekuracyjnymi. Nadal wspinaliśmy się po drogach o trudności od III do IV+, ale dolna asekuracja mocno zwiększyła emocje. Doszło też opanowywanie przewiązywania się w górnym stanowisku po skończonej wspinaczce i zjazdy.
Maćkowi szło bardzo dobrze i widać było, że ma z tego masę frajdy.




Trzeciego dnia pojechaliśmy do Doliny Kobylańskiej.
Ćwiczyliśmy wspinanie wielowyciągowe, z przewiązywaniem się i asekurowaniem ze stanowisk. Po wspinaniu oczywiście były zjazdy “na raty” z ponownym przewiązywaniem się w stanowisku.


Fajną zabawą był zjazd z Żabiego Konia, ta ściana robi wrażenie i wywołuje uśmiech albo stres 🙂




Niedziela okazała się najcieplejszym i najbardziej słonecznym dniem całego kursu. W słońcu było naprawdę przyjemnie.




Weekend 2
Wróciliśmy w Dolinę Kobylańską, ale poszliśmy znacznie głębiej na Pieninki.
Tego dnia mieliśmy przeszliśmy do wspinania na drogach tradycyjnych, czyli wymagających własnych punktów asekuracyjnych.
Zapoznaliśmy się z zasadą działania całego sprzętu, ćwiczyliśmy na dole zakładanie go i poznaliśmy najczęstsze błędy.

Podczas wspinania instruktor ciągle sprawdzał zakładane przez nas punkty i jak trzeba było, to wymagał poprawienia.



Wspinanie się tradowe to już zupełnie inna bajka, bo na mojego nie wytrawnego oka często nie było gdzie założyć pewnego przelotu. Po prostu każde było w mojej opinii zbyt ryzykowne.
Ostatni dzień kursu ćwiczyliśmy sytuacje awaryjne tj. prusikowanie, wyciąganie partnera, różne rodzaje stanowisk.



Dzień był coraz zimniejszy, do tego stopnia, że kiedy ostatnie 2 godziny mieliśmy się powspinać, wszyscy zgodnie zdecydowaliśmy, że mamy dość.
Tak zakończyliśmy nasze szlifowanie umiejętności. Teraz tylko czekamy na okazję wykorzystania ich podczas naszego wyjazdu.
Czego się uczyliśmy?
- Doboru sprzętu wspinaczkowego
- Asekuracji na drogach sportowych
- Asekuracji na drogach tradycyjnych
- Prowadzenia dróg wspinaczkowych z asekuracją dolną
- Przewiązywania się w stanowisku
- Zjazdów ze stanowiska
- Budowy stanowisk z asekuracji własnej
- Wspinaczki po drogach wielowyciągowych na własnej asekuracji
- Rozwiązywania sytuacji awaryjnych podczas wspinaczki tradycyjnej
Jeśli szukacie kursu górskiego (na różnym poziomie) dla siebie, to mogę polecić Climb2Change. Dobra organizacja, doświadczeni i elastyczni instruktorzy, dużo przekazanej wiedzy.
Nasze wrażenia
Nie trafiliśmy z pogodą, tego niestety nie udało się nam załatwić w pakiecie 🙂
Jeśli miałbym się przyczepić, to zabrakło na kursie asekuracji lotnej. Ale rozumiem, że nie da się wcisnąć wszystkiego, a my też zapomnieliśmy się upomnieć o ten punkt.
Mimo wszystko, obaj jesteśmy bardzo zadowoleni z kursu i dostosowania programu do tego, czego potrzebujemy.