Długie godziny wymiany wiedzy biznesowej z menedżerami i właścicielami firm z ITCORNER, wejście na szczyt Dachstein i piękne otoczenie.
Wyjazdy ITCORNER zawsze mają elementy szkoleniowe, mastermind czy wymiany wiedzy. Założeniem jest, że członkowie stowarzyszenia chcą spędzić czas z innymi przedsiębiorcami konstruktywnie i robiąc coś przyjemnego.
ITCORNER Mountain Challenge 2025 był okazją do długich godzin wymiany doświadczeń menedżerskich i rozmów o zarządzaniu firmami, podejściu do exitów i emerytury, różnych definicjach sukcesu, motywacji i pasjach, o wyzwaniach w branży IT, i wielu wielu innych. Wspólne spędzanie czasu na takich aktywnościach pokazuje też wiele o człowieku.
Z uwagi na charakter bloga Pasja Górą, opiszę tu tylko aspekt górski. Reszta niech zostanie między uczestnikami 🙂
Byłem już na Dachstein (2995 m n.p.m.), ale tym razem mieliśmy chodzić zupełnie innymi szlakami, spać w schroniskach i jechałem z zupełnie inną ekipą. Rzeczywiście, był to inny, ale bardzo udany wyjazd.
Masyw Dachstein pokazał, że ma o wiele więcej szlaków trekkingowych i ferrat niż da się upchać w jeden wyjazd. Jeśli szukałbym coś bliżej niż Dolomity, to chętnie bym tu wrócił po raz kolejny.
Poniedziałek
Jechaliśmy na 3 auta. Mój skład wyjechał ok 6:10 rano z Wrocławia, przez Czechy, na miejsce dojechaliśmy ok 14:30.
Pogoda była idealna, a widoki już na trasie zaczęły nas zachwycać. Dojechaliśmy pierwsi, więc poszliśmy na obiad.



Trafiliśmy na naprawdę smaczną kuchnię w Aparthotel Restaurant Lieblingsplatz. Zresztą reszta dołączyła tam do nas.

Nocleg mieliśmy w Hotel Hubertus w Filzmoos. Zdecydowanie polecam, bardzo miła obsługa, piękny widok z okna (warto poprosić o pokój nr. 35), sauna. Zapomniałem już, że w Austrii można pić wodę z kranu, więc nie ma potrzeby wożenia zgrzewek ze sobą.



Zdziwiła mnie pustka w miasteczku, ale Pan na recepcji wyjaśnił, że sezon zaczyna się u nich dopiero za tydzień.
Wieczorem był czas na lepsze poznanie się wszystkich uczestników. Poruszyliśmy tematy zarówno biznesowe, ale i prywatne.

Wtorek
W ramach zameldowania dostaliśmy karty uprawniające do darmowych przejazdów komunikacją publiczną. Autobusem przejechaliśmy prawie spod hotelu (znak Informacji) do Oberhofalm. Niby tylko 5 km, ale nie mieliśmy ochoty iść po asfalcie.
Pierwszy dzień to długi trekking prowadzący nas z Filzmoos, przez przełęcz „Tor” do Sϋdwandhϋtte (Trasa).






Zaczęło się lasem, cień szybko jednak się kończył. Później krajobraz się zmieniał i szliśmy kilka razy piargami, trawami i znowu piargami.



Po drodze trafiliśmy na ćwiczenia ratowników, opuszczali i podejmowali osobę na linie. Fajnie to wyglądało i pomyślałem, że kiedyś chętnie bym się na takiej linie przeleciał 🙂

Wg planu trasa miała zająć ok 7,5h, ale wyszło nam 9h, 17 km, 1400 m w górę i prawie 800 m w dół. Przyszedł moment, że bardzo się nam dłużyło i mieliśmy dość. Tu widać skąd przyszliśmy (pod schroniskiem Hofpürglhütte)…

… musieliśmy wdrapać się na przełęcz Tor (2029 m), zejść stromym szlakiem i pokonać jeszcze jedno spore podejście.

Dobrze, że dobre towarzystwo, pogoda i widoki wynagradzały wysiłek.






Jak już nie chciało się iść, to nie szliśmy 🙂 bo nigdzie się nie spieszyliśmy.


Przez cały wyjazd spotykaliśmy często kozy i owce. A ptaki nawet dawały się karmić z ręki. W górach dzwonki owiec, kóz i krów brzmią jakoś tak kojąco.



Sϋdwandhϋtte (1.919 m) okazało się bardzo miłym schroniskiem, z pomocnym kierownikiem. Spaliśmy w dużej, 10-osobowej sali. Na szczęście miałem stopery, więc nawet nie słyszałem, czy ktoś chrapał.

Środa
Kawa i śniadanie były naprawdę przyzwoite, a kierownik przyniósł nam w dzbanku tyle wody, ile potrzebowaliśmy. Mogliśmy uzupełnić nasze butelki i bukłaki.

Zaczynamy dzień zejściem do dolnej stacji kolejki gondolowej (tylko 25 min), którą wyjeżdżamy na Hunerkogel. Ciekawostką było przejechanie się w koszu na dachu wagonika.



Stąd mamy przejść do schroniska Guttenberghaus (2.147 m) na drugi nocleg. Zwiedzamy SkyWalk i dzielimy się na 2 grupy. W ekipie większość osób była wcześniej na ferracie raz albo dość dawno temu. Dlatego planowaliśmy z Andrzejem trasy tak, aby wszyscy dali radę. Mieliśmy też alternatywy krótsze na wypadek popsucia pogody lub łatwiejsze dla osób, które mogłyby sobie nie poradzić.
Pierwsza grupa idzie trasą przez obszar zwany „am Stein”. Mija tereny lodowcowe, ze wspaniałym widokiem na pasmo górskie „Totes Gebirge”. Po drodze było sporo śniegu, a szlak zmienił się później na kamienisty.






Z drugą grupą ruszyliśmy trasą przez ferraty. Z ferraty Koppenkarstein Westgrat (B) powinniśmy przejść tunelem Rosmariestollen. Niestety straciliśmy przynajmniej 20 min na szukanie zejścia z ferraty na drugą stronę ściany i nie znaleźliśmy go, ostatecznie zmieniliśmy plan.
Mimo zmiany planów trasa dała nam sporo emocji.













Chcieliśmy przejść ferratę Ramsauer (C), ale zostanie na inną okazję. Oglądaliśmy tą graniówkę obchodząc ją dołem i myślę, że może dać sporo frajdy.
Inna polecana ferrata, to ferrata Klettersteig Irg II (C/D). Tu pięknie widać ok 280 m ściany. Spotkaliśmy dwóch chłopaków, którzy robili chyba taką trasę.




Trasa naszej grupie zajęła ok prawie 7h i 10 km.
Grupa pierwsza dotarła do schroniska nieco szybciej, więc część postanowiła oswajać się z ferratami i poszli na pobliską Sinabell (C+).



Schroniska
W obu schroniskach:
- można płacić kartą,
- są koce/ kołdry i poduszki, więc nie trzeba brać śpiwora, wystarczy liner,
- nie ma prysznicy, ale bez problemu można się odświeżyć w łazienkach z dużymi zlewami i co ważne, ciepłą wodą,
- mogliśmy uzupełnić pitną wodę, dzięki czemu nie musieliśmy ani dużo nosić, ani przepłacać.
Czwartek
Startujemy ze schroniska Guttenberghaus, przez schronisko Silberkarhütte (1.223 m) schodzimy do Ramsau (Trasa).







Pierwszy przystanek zrobiliśmy w chacie Stangalm, okazała się ogromną ciekawostką. Przywitał nas starszy pan, bardzo rozmowny, uśmiechnięty, ewidentnie ucieszyła go nasza obecność. Za napoje prosił o zapłacę tyle ile uważamy za uzasadnione, a jak ktoś dał w jego opinii za dużo to chciał wydać resztę. Opowiadał, że:
- był ratownikiem górskim, jeśli dobrze zrozumiałem to pilotował helikopter ratowniczy
- mieszka tam latem, żona prowadzi hotelik na dole
- chata stoi na ziemi będącej jego własności, a góra widoczna w tle też jest jego
- 5 lat oswajał odwiedzającego go lisa (pokazywał cały album zdjęć)
- podobno czasami przylatuje tam helikopterem nawet Felix Baumgartner (ten od skoku ze spadochronem ze stratosfery, z wysokości prawie 39 kilometrów).





W Silberkarhütte ponownie usiedliśmy, żeby schować się przed słońcem, nawodnić i odpocząć.




Zejście, z dwoma posiadówkami, zajęło nam 4,5h i 9km.
Planowaliśmy wrócić autobusem do Filzmoos na nocleg, ale godziny kompletnie nam nie pasowały. Zeszliśmy na parking, skąd Hania odebrała część grupy. A Marcin przyjechał później po resztę. Byłem w tej reszcie, a wiedząc, że mamy jakieś 1,5h czekania, zeszliśmy kawałek niżej i poszliśmy na obiad.
Powrót na nocleg do hotelu z sauną, po 2 nocach w schroniskach bez prysznica i 3 dniach chodzenia w upałach okazał się strzałem w dziesiątkę. Zimny prysznic pomógł się odświeżyć, a sauna zrelaksowała zmęczone mięśnie. Widok z łóżka powodował, że bardzo nie chciało mi się niego ruszać 🙂
Na kolację trafiliśmy do restauracji Fiakerwirt i mogę polecić, bo jedzenie naprawdę dobre.
Piątek
Auta zostawiliśmy na darmowym parkingu i wyjechaliśmy pierwszą kolejką Hunerkogel o godz. 8:00. Jechaliśmy z dużą grupą Alpine Polizei, którzy pewnie mieli swoje szkolenie.



Wyratrakowaną trasą przeszliśmy lodowcem pod Dachstein. Tam zaczęła się ferrata Schulter (A/B), którą przed samym szczytem przechodzi się na Randkluftstieg (A/B). Nie chcieliśmy podchodzić pod Randkluft po lodowcu przez ryzyko szczelin.
Na szczyt weszliśmy i zeszliśmy tą samą trasą.






Momentami ekspozycja robiła wrażenie. Ale nawet osoby z lękiem wysokości/ przestrzeni, poradziły sobie świetnie.




Na szczycie było mało osób, nie wiało, pogoda igła. Naprawdę cieszyliśmy się, że wszyscy dali radę zdobyć szczyt. To było super zwieńczenie poprzednich dni.



Tempo było dobre, więc znaleźliśmy czas na mnóstwo zdjęć, ale też siedliśmy na sporej półce i po prostu cieszyliśmy się widokami.


Część z nas zeszła z ferraty szybciej, więc zawinęliśmy do Seethalerhütte nawodnić się. Od czasu kiedy tam spałem zmieniło się, bo skończyli ówczesny remont.




Trasa górna stacja kolejki – szczyt – górna stacja kolejki: 8 km, 6h.
Po zejściu do auta było szybkie ochlapanie się wodą z butelki, przebranie i wyjazd do Polski. Dojechaliśmy do Wrocławia ok północy.
Podsumowanie i podziękowania
Pojechaliśmy grupą bardzo zróżnicowaną, w ogóle lub słabo się znającą. Ale to było dobre 5 dni razem. Dzięki dla Was wszystkich!
Pomysłodawcą i główną siłą napędową wyjazdu szkoleniowego ITCORNER Mountain Challenge 2025 był Andrzej Sobański. Dziękuję Ci Andrzeju za świetną energię! To była czysta przyjemność.
Mateusz Połoczański z ITCORNER panował nad całą organizacją i administracją. Super, że wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Był to pierwszy wyjazd w ramach ITCORNER Mountain Challenge 2025 i liczymy, że będą kolejne. Podobno członkowie już pytają kiedy następny 😉