Dolomity rodzinnie z dziećmi

Był upał, deszcz, burza, pizza, kolejki górskie, ferrata, rzucanie się śnieżkami, pizza, zwiedzanie, spacery, brodzenie w lodowatym strumieniu, pizza.

Plan na wakacje był prosty 🙂 najpierw kilka dni w górach – lekki trekking, wjechanie kilkoma kolejkami i przejście 1-2 ferrat. Po tym kilka dni nad morzem, żeby dzieci nacieszyły się plażami, wodą i zbieraniem muszli. Plan udał się nam całkiem dobrze.

Dzień 1 – Canazei

Na część górską wybrałem Dolomity i miasteczko Canazei, w którym już byłem z chłopakami. Mimo późnych poszukiwań trafiliśmy sensowny apartament blisko centrum. Canazei, jak i inne miasteczka w okolicy, robią wrażenie. Sporo pięknych, odnowionych budynków z widokiem na okoliczne góry.

Pierwszego dnia dojechaliśmy na miejsce, zwiedzaliśmy i obowiązkowo wyskoczyliśmy na pizzę 🙂

Dzień 2 – Col di Rosc i Rifugio Vièl dal Pan

Urlop chciałem zacząć widokową ferratą. W planie był wyjazd na Col Rodella (C/D). Górna stacja kolejki jest nieco pod szczytem, z niej można wejść szlakiem do Rifugio Col Rodella na szczycie. Przeszedłem ją już kiedyś. Jest wyzwaniem, choć moim zdaniem wycena trudności wynika w dużej mierze z mocnej ekspozycji, a nie technicznej trudności drogi. Uznałem, że nasze dzieci sobie poradzą.

Wyszliśmy z Canazei i ścieżką rowerową doszliśmy do kolejki Campitello di Fassa. Niestety okazało się, że jest w remoncie i musimy zmienić plan.

Nie chciałem tracić już czasu na dojazd, więc stanęło na kolejce Val di Fassa w Canazei. Wjechaliśmy na Pecol (1926 m) i po przesiadce na Col di Rosc (2382 m). Stamtąd szlakiem minęliśmy Rifugio Fredarola Harbor i doszliśmy do Rifugio Vièl dal Pan, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na kawę i sok. Niewymagająca, ale bardzo widokowa trasa.

Dziewczyny wróciły tą samą drogą, a ja poleciałem nieco inną. Szybko wszedłem na pobliski Sass Ciapel (2557 m) – ciekawa droga, piękne widoki i zupełnie pusto.

Wróciłem szlakiem graniowym przez punkt widokowi, który zdecydowanie polecam. Do kolejki doszliśmy wszyscy prawie w tym samym momencie. Trasa zajęła nam ok 2,5h i prawie 8km.

Popołudniu zachciało mi się treningu, więc zrobiłem bardzo fajną trasę na Col Pelous (2286 m), Spiz de Soforcela (2484 m) i La Crepa Neigra (2323 m).

Do pięknych widoków doszła tęcza nad Canazei kiedy postraszyło mnie deszczem.

Dzień 3 – Marmolada

Aby zobaczyć lodowiec Marmolada potrzebowaliśmy dojechać kawałek do kolejki. Auto zostawiliśmy na parkingu w Malga Ciapela. Na parkingu zaparkował obok nas Włoch z dymiącymi hamulcami, przypominając tylko, że po serpentynach trzeba umieć jeździć.

Kolejką wjechaliśmy z dwoma przesiadkami do górnej stacji na punkt widokowy.

Oprócz podziwiania widoków ulepiliśmy małego bałwana i rzucaliśmy się śnieżkami 🙂 idealna zabaw w środku lipca.

Ze szczytu można dosłownie spojrzeć w przepaść.

Na szczyt Punta Penia (3343m) nie poszliśmy, bo to już wymaga i doświadczenia i sprzętu, więc rodzinnie nawet nie próbowaliśmy. Dla chętnych polecam też sprawdzić dwie ferraty, Marmolada Cresta Ovest (B) i Eterna – Brigata Cadore (C/D), które mogą dać dużo frajdy.

Dzień 4 – czekanie na pogodę

Pogoda od początku wyjazdu nas nie rozpieszczała, ale tego dnia padało z przerwami od rana.

Dzień 5 – ferrata Furcela de Saslonch

W Canzei jest biuro przewodników górskich IVBV, których można wynająć, ale też chętnie doradzili mi dostępne trasy. Zresztą odesłał mnie do nich pracownik biura informacji miejskiej. Podpowiedzieli mi ferratę Forcella Sassolungo/ Furcela de Saslonch (C).

Zaczęliśmy od wjazdu serpentynami na przełęcz Passo Sella (region Val Gardena), już sam dojazd był widokowy. Kolejka była kolejną atrakcją, bo taką jeszcze nie jechałem. W „budce” mieszczą się 2 osoby, a kolejka jedzie tak szybko, że trzeba dosłownie do niej wskoczyć i wyskoczyć.

Rifugo Toni Demetz (2685 m.) jest wkomponowany między majestatyczne szczyty Sassolungo i Punta delle Cinque Dita (Pięć Palców) na wysokiej przełęczy Forcella del Sassolungo. Z górnej stacji trzeba zejść do początku ferraty (ok 15-20 min).

W ok 2/3 ferraty, przed samym szczytem, można zejść awaryjnym zejściem. Dziewczyny jednak stwierdziły, choć nie od razu, że chcą dojść na szczyt. Nie było łatwo, czasami brakowało dziewczynom zasięgu, na końcu ręce zaczynały się trząść ze zmęczenia, ale dzielnie pokonały całą ferratę. Brawo!

Lokalna przewodniczka szacowała czas przejścia na ok 1h, mapy.cz pokazywały nawet krótszy czas. Czytając znalazłem informację, że realny czas przejścia to ok 2h, ale zaufałem przewodniczce. Sprawdziłem prognozę pogody i widziałem, że mamy spory zapas do zapowiadanego deszczu. I całe szczęście, bo trasa zajęła nam jednak 2h.

Dzień 6 – luźny dzień

W Planie był zjazd kolejką i wejście na Piz Boè (3152 m). Jednak poprzedni dzień dał dziewczynom w kość, więc zdecydowaliśmy się na luźne zwiedzanie, odpoczynek, zakupy, moczenie nóg i pakowanie przed wyjazdem.

Górska część urlopu przygotowała nas bardzo dobrze do części morskiej 🙂